Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/272

Ta strona została skorygowana.

— Bójcie się Boga! — wykrzyknął Zaucha. — Przecie to nie ma sensu!
— To ma sens! — odpowiedział Niwiński z przekonaniem.
— Słuchajcie! Jeśli es-erzy wygrają, będą nam tak samo nieżyczliwi, jak bolszewicy!
— To się rozumie!
— Jeśli nie wygrają — bolszewicy nas wytłuką.
— Oczywiście.
— Idąc przeciw bolszewikom, idziemy razem z reakcją!
— To niech bolszewik mi zarzuca. Dla mnie jego teorje socjalne mogą być nawet bardzo szanowne, o ile on mi nie przeszkadza w zmocowaniu wschodniego frontu. A jeśli tak jest, że on przeszkadza i pragnie klęski Francji, to ja przeciw niemu występuję i wichrzę mu, choćby wbrew przekonaniom socjalnym.
— Na czem polega ta robota?
— Konspiracja. Ludzi trzeba zbierać w gromady, organizować pod najrozmaitszemi pozorami, nieraz jako organizacje bolszewickie. Czasem faktycznie nie znają właściwego celu — liczy się na nastrój momentu. Czasem naszych rzekomych bolszewików przeplata sieć prowokatorów bolszewickich. Nigdy niewiadomo, z kim się ma do czynienia. Teraz, jak się to już weźmie w garść, trzeba utrzymać w kupie, zaopatrzyć w broń, w amunicję. Tę broń i amunicję zdobywa się różnemi sposobami. Kupuje się lub — kradnie. Trzeba też utrzymywać kontakt wzajemny, kontakt z Hallerem, z Archangielskiem, z Wołogdą, gdzie są zagraniczne misje wojskowe — a wszystko to jest niezmiernie trudne i niebez-