pieczne i wymaga ludzi pewnych, odważnych, z zimną krwią i niemałym sprytem. Pomocy absolutnie niema od nikogo i nikogo nie można o nią prosić, żeby nie skompromitować, bo miłosierdzia niema. Robota trudna i niesławna...
— A rezultat?
— Póki sowjety nie mają dość sił, trzymamy je w szachu.
— A kiedy będą miały sił dość?
— Zmierzymy się!
— To szaleństwo! Rozbiją was!
— Ale my niemniej skompromitujemy ich pozycję przed całym światem i Niemcy przekonają się, że na sowjetach polegać nie można, bo one same bezpiecznie nie siedzą. Oto, co my robimy. Ach, kawy jeszcze, znakomita tu kawa! Dawno już nic podobnie dobrego nie piłem. Panno Ewciu!
Już stała we drzwiach.
— Może panieneczka jeszcze kawy... Uu, jakie kocie oczęta... Ależ świecą...
— Więc powiadacie, że bolszewicy dokuczają wam?
— Strasznie.
Tu twarz Niwińskiego spoważniała.
— Czrezwyczajka nie pardonuje. I'm very sorry — ale to, co my robimy, istotnie podkopuje, podminowuje rządy sowietów. Zarzucić nam niczego otwarcie nie mogą — żadnego naszego wystąpienia przeciw nim nie było, lecz oczywiście w danym razie... A oni wiedzą, że ten „dany raz“ od nich zależy, od ich polityki wobec Niemców i nas... Krępuje ich to w bardzo przykry sposób... Prawdopodobnie mają wobec Niemców jakieś zobowiązania,
Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/273
Ta strona została uwierzytelniona.