Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/278

Ta strona została skorygowana.

Zarzuciła mu ręce na szyję.
— Jaka cudna rzecz rewolucja! Ach, rewolucja jest najukochańszą córką wiosny! Patrz, ja, gorąca, żywa, pełna miłości, tulę twą głowę w ramionach, a wieści, które przyniosłam, są przestrogą śmierci...
— No! No!
— Przestrzegam cię! Sowjety mają was już dość i chcą przeciw wam wystąpić. Podobno anarchiści piotrogrodzcy i kronsztaccy marynarze planują zamach na sowjety. Bolszewicy chcą zamach uprzedzić.
— Bardzo słusznie. Zawsześmy się tego spodziewali. Jesteśmy gotowi.
— Tak spokojnie to mówisz?
— Prawdopodobnie spokojniej niż Swierdłow lub Dzierżyński. Oni mają wszystko do stracenia, my nic.
— Ale oni mają siły...
— My też. Kto wie, czy wystąpienie sowjetów przeciw nam nie będzie słowem, które zerwie lawinę?
Agnes spojrzała mu głęboko w oczy.
— Tak myślisz?
— Ja nic nie wiem. Ja idę przeciw sowjetom ze swą setką ludzi...
— Idziesz przeciw sowjetom! Przyznajesz to?
— Skoro sowjety idą przeciw mnie...
— Jakiś ty piękny! — wykrzyknęła Agnes zachwycona. — I nie przeraża cię, że jeśli żywy wpadniesz w ręce Dzierżyńskiego, pójdziesz na tortury? Będą was wypytywać o związki z Francuzami, eserami, reakcja, monarchistami. — Sam rozumiesz, iż są to dla Dzierżyńskiego rzeczy zbyt ważne, aby nie