Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.

trzymiesięczna, której nie dostali, bo o tem nikt nie pamiętał, ale w każdym razie tor kolejowy przed pociągami Głównej Kwatery rozbierać — to już zanadto.
— Nu, jeśli im nie wypłacono...
— Rzecz w tem, że oni pójdą tam, gdzie im lepiej zapłacą. Oni, swołocz, dla Giermanca rabotajut.
Otwarty i śmiały ton Łotysza, a także oddalenie od frontu ośmieliło i innych — i posypały się wieści. Każdy coś wiedział. Nikomu nie było tajnem, że Niemiec idzie naprzód i na północy i na południu, a prawie wszyscy już kołowali z powodu przerwania bezpośrednich połączeń kolejowych. Tam, bliżej frontu, milczeli, bojąc się, aby ich ajenci bolszewiccy nie zatrzymali po drodze, jednakże, choć się i nie mówi, każdy wie, czego się trzymać. Czemuż to jadą do Moskwy tak długo, czemu posuwają się naprzód tak powoli? Bo droga zabita jest pociągami. A na południe pociągi idą? Nie. Spotkali jeden jedyny eszelon wojskowy. A front? Głupi tylko może jeszcze mówić o jakimś froncie. Frontu już dawno niema.
— Ginie Rosja! — zakonkludował Łotysz. — I ja się obawiam, że z nią przepadnie nasza swoboda.
Ani jeden głos protestu się nie odezwał.
— A na Orszę można jeszcze jechać?
— Na Orszę? Na Orszę Polacy idą, Dowbor-Muśnickij...
— A Polaki poco tu lezą?
— Czort ich znajet... Razem z Niemcami... Lezie, kto chce...
W Zausze serce drgnęło. Dowbór połączył się z Niemcami? Nie może być!... Tożby skompromitował Polskę raz na zawsze przed całym światem!