Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/284

Ta strona została uwierzytelniona.

ściwą sobie zarozumiałością wyobraziłaś sobie, że jesteś demonem. Ułożyłaś sobie rolę, grasz ją i zdaje ci się, że ją grasz świetnie. A zaś ja widzę jedno jedynie: Brak talentu. Jesteś poprostu głupia. Żeby ci to pokazać, ja mam się przed tobą na ostrożności. Czy co taję — niewiadomo. Ale, że ty przy najlepszej reżyserji nic ze mnie nie wyciągniesz, to pewne. Powiadam ci, kobieto, źle jest z tobą: Talentu nie masz ani za grosz. Jesteś za podła, aby móc być mądrą i dlatego w twej sztuce niema sensu. Wyglądasz w swej roli jak pajac. Nie tworzysz lecz błaznujesz. Więc cóż dalej?
— Dalej? Dalej — pamiętaj, że jest tu jeszcze pan Zaucha, który zaczyna dość ciekawie wyglądać. Wiem, że mieszka z byłym jeńcem, który chciał wstąpić do wojska polskiego. Wczoraj widziałam go znowu z jakimś podejrzanym człowiekiem. Bywa u ciebie — widziano go w różnych grupach anarchistycznych, a wiadomo, że to nacjonalista polski. Wszystko to razem jest podejrzane. Co w tem jest, też niewiadomo, ale — można będzie poszukać. Będziemy dobierali kluczy.
Popiołka, który właśnie przechylił był szklankę, parsknął takim śmiechem, że aż prychnął przez nos i zakaszlał się.
— Zaucha! — śmiał się, kiedy wreszcie przyszedł do siebie. — Więc i Zaucha! Bardzo dobrze! Będzie miał nauczkę! A mówiłem idjocie, żeby nie robił neutralnego, bo prędzej czy później wpadnie! Owszem, bierz Zauchę!
— Prawdopodobnie dowiemy się czegoś od niego!