Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/287

Ta strona została uwierzytelniona.

oderwały się dwa cienie, cicho biegnąc: Dwaj chłopi w łapciach, w guniach brunatnych i w „papachach“ wojskowych na długowłosych głowach. Jeden z nich, szeroko rozkrzyżowawszy ramiona, ukląkł na środku ulicy przed nadjeżdżającą dorożką, drugi podbiegł ku niej, wskoczył na stopień i zdjąwszy „papachę“, prosił o jałmużnę. Ktoś, siedzący w dorożce, z widoczną trwogą wyjął z kieszeni papierek i rzucił go chłopom. A potem ulica znowu ścichła i opustoszała, a dwa cicho stąpające cienie powędrowały dalej wzdłuż ścian.
Zaucha wrócił do hotelu.
Przez dwa dni prawie nie wychodzili. Nie było dokąd, nie było poco.
Niwiński gdzieś przepadł.
Ktoś go wprawdzie widział w Moskwie, ale w „Kole Pań“ się nie pokazywał, a jeśli był, krył się widocznie. Raz Zausze zdawało się, że widział go wieczorem na podwórzu „osobniaka“ Popiołki. Zaglądnął tam z nudów i na podwórzu, w ciemnościach otarł się o jakiś olbrzymi cień. Zdawało mu się, że to był Niwiński i byłby przysiągł, że widział jego głowę w świetle okienka odźwiernego. Pobiegł nawet za nim, ale z powodu obostrzenia formalności nie odrazu mógł się wydostać i kiedy stanął na ulicy, nikogo już nie było. Wrócił, chcąc wybadać Popiołkę, nie zastał go jednak. Tak mu przynajmniej powiedziano.
Powoli, ostrożnie wtajemniczył w swój sekret Chrobaka. Źródła mu nie podał, ale opowiedział, co mu było wiadomo. Entuzjastycznie rozwodził się nad romantycznością całej akcji, przedstawiał ją w jak najkorzystniejszem świetle, nieledwie kusił.