— Pójdę.
— I pamiętaj: Głowa do góry, mina wesoła, dowcipny bądź! Tam dziadów nie potrzebują, lecz mężczyzn.
W najtrudniejszem stadjum tych starań naraz — pani Piotrowska telefonicznie zawezwała Zauchę do siebie. Wymawiał się, tłumaczył, że jest bardzo zajęty, jednakże tak prosiła, że musiał pójść.
Przyjęła go w salonie, blada, widocznie niespokojna, zdenerwowana.
— Nie chciał pan przyjść! — mówiła z wyrzutem w głosie. — A nie wie pan nawet, jak bardzo pan jest potrzebny...
— Cały jestem pochłonięty zamierzonym wyjazdem do Francji! — tłumaczył się Zaucha.
— Wyjeżdża pan?
— Dążę do tego z całych sił.
— A cóż tam? — zdziwiła się.
— Wojsko jest, droga pani, wojsko polskie we Francji. Nie będziemy tam już filozofowali o bolszewiźmie, dostaniemy mundur, będziemy się bili...
— Jedziecie panowie obaj?
— Tak z Chrobakiem jadę...
— A bolszewicy was puszczą?
— Postaramy się.
Umilkła.
— Francja. Do Francji! — rzekła po chwili w zamyśleniu.
A w tych paru słowach mieściła się cała tęsknota i cała nadzieja umęczonej duszy polskiej.