Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/294

Ta strona została skorygowana.

— Więc tem bardziej, skoro się panu los uśmiechnął, musi mi pan pomóc. Bardzo przepraszam, że może nadużywam dobroci pańskiej, ale jestem jej pewna, z drugiej strony zaś w tym wypadku istotnie tylko pan może pomóc...
— Jestem gotów.
— Otóż wiadomo panu, że mąż prowadzi bardzo rozległe interesy...
— I szczęśliwie...
— Tak, ale w dzisiejszych czasach to są rzeczy bardzo ryzykowne. Teraz mąż zaangażował się tak, że włożył w interes całą gotówkę, a nawet moje brylanty i kosztowności zastawił.
— O! — zdziwił się Zaucha.
— To chwilowo. Interes jest zupełnie pewny... Ja go znam, mąż mi opowiadał! — upewniała się w przekonaniu pani Luta. — Tylko, że ktoś mu w sferach sowjeckich niesłychanie szkodzi. Nic dziwnego — on ma tak szczęśliwą rękę, taki jest przytem miły, gładki, że mu zazdroszczą... Zna pan ludzi! Zazdroszczą pieniędzy, zdolności, powodzenia, ładnej żony... I w tym wypadku to jest bardzo niebezpieczne, bo człowiek, którego mąż o te machinacje podejrzewa, działa nie z interesowności, nie dla „wziatki“, lecz z zemsty o... a raczej z nienawiści osobistej... Jest to człowiek może bardzo zły, no, tego nie wiem, Bóg go osądzi, ale bądź co bądź pełen złej woli i zatwardziały... Mąż twierdzi, że na tego człowieka może mieć sposób tylko Popiołka...
Zaucha rozłożył bezsilnie ręce.
— Ja na Popiołkę wpływu nie mam!
— Może się panu tak tylko zdaje! Źle pan zrobił, że pan tego człowieka zaniedbał. On w dyskusji