Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/299

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie widziałem się z nim...
— Psiakrew dopiero! Pewnie znów jakiś kryminalny kawał, pewnie jakieś świństwo... Namyślę się...
— Pani Lucie bardzo zależy na pośpiechu... Kazała mi widzieć się z wami natychmiast i dać jej znać telefonicznie...
Popiołka wstał i przeciągnął się.
— Co zrobić? Widzicie, Zaucha, postępując według sumienia, to właściwie, dla jej choćby dobra, powinienem Piotrowskiemu w łeb strzelić. Tylko że to ją mogłoby zabić... A jeśli jemu w łeb nie strzelę, to ta kanalja prędzej czy później zmarnuje ją... Co zrobić?
— Nie wiem. To nie mój interes. Jedno tylko wam powiem: Jeśli to kwestja sumienia, postąpcie według swego sumienia, jeśli kwestja serca, postąpcie zgodnie z sercem. Postąpicie najmądrzej, jeśli postąpicie po ludzku.
— Ja jego dla niej uratuję, a on ją zgubi.
— Może tak, a może nie. Takie już jest życie ludzkie.
— Więc poco?
— Czyli: Co ja z tego będę miał? Targujecie się?
Popiołka przeszedł się parę razy po pokoju. Zaucha widział, że lawiruje ku kasie ogniotrwałej.
— Wstydzi się! — pomyślał.
— Nie pijcie! — odezwał się. — Poco robić głupstwa!
— Głupstwa? Głupstwa są bardzo potrzebne na świecie. Sami nie wiecie, że w tej chwili namawiacie mnie do zrobienia głupstwa.
— Uratujecie bezbronną kobietę.