Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/30

Ta strona została uwierzytelniona.

bolszewizm warunkach, histerycznie wprost rwali się do domów, o nic już nie dbając i nic nie rozumiejąc. Jasnem było, że gdyby nawet miał się utrzymać nowy porządek rzeczy, wytworzony nie przez żadne „masy“, lecz przez doktrynerów bolszewickich, dużo trzeba było czasu, aby ludzie mogli się weń wżyć, i zorjentować w nowych warunkach.
— Co wy mówicie, towarzysze! — napół z płaczem wołał patetyczny głos. — Ja wiem, że każdy z was gotów pójść i to nie tylko, jak każą, wielu z własnej ochoty pójdzie, ale czyż to armja? Zrozumiejcie, że do prowadzenia wojny potrzebne są nie kupy ludzi, lecz planowa mobilizacja, uporządkowana komunikacja, magazyny, sztab — a tego wszystkiego u nas już niema. Długo biliście się z Giermancem, wiecie, jak ciężko z nim wojować.
— Nie ciężko! — krzyknął ktoś. — „On“ — wróg serjoznyj, ale myśmy „go“ nieraz rozbili. Giermaniec nie lepszy od russkiego sałdata.
— Ja wied‘ znaju, no u Giermanca porządek, magazyny, organizacja, u „niego“ sztab.
— A nas nasi oficerowie sprzedawali!
— Nie wierzcie temu, towarzysze! Byli rozmaici oficerowie, lepsi i gorsi, ale nigdy was nie sprzedawali.
Zerwała się burza. Żołnierze z najwyższą nienawiścią wyrażali się o oficerach.
— Po osiem dni jeść nie dawali, rózgami siekli, krew naszą pili! Ech, jak wspomnisz brat, to...
— Nie mówcie z nim, nie mówcie! — wrzasnął zajadle jakiś bolszewik z górnej półki. — To z pewnością oficer, burżuj, kapitalista! Bij jewo!