Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/305

Ta strona została uwierzytelniona.

— Żukow działał na rozkaz Popiołki, udając prawdopodobnie kupca czy szachraja moskiewskiego. Jemu kazano Szymkiewicza wyszukać, zająć, dać znać o nim telefonicznie, a kiedy wszystko było gotowe, zjawiła się „czarna gwardja“ — anarchiści z „Uraganu“, „Burji“ i innych grup i ludzie Popiołki, którzy porwali Szymkiewicza.
Więc to o taką pomoc prosiła pani Luta?
— W cóż to ja się wdałem, do pioruna, w co ja się wdałem! — biadał Zaucha.
Był tak oburzony, iż, choć gonił resztkami pieniędzy, wziął dorożkę.
U Popiołki zastał Topora i — Piotrowskiego, który, milczący i mdło uśmiechnięty, siedział pochylony na fotelu i patrzył w ziemię.
— W domu rewizję kazaliście zrobić? — pytał Popiołka.
— Tak jest. Ale on sam się zdradził, że to są te papiery, bo nam ofiarował sto tysięcy rubli za to, żeby mu je oddać. Pieniądze wszystkie oddawał, o papiery tylko prosił.
— Gdzie są?
Topór podał mu dużą kopertę z celuloidu.
— Dobrze. W „Uraganie“ powiedzieliście, żeby go nie wypuszczano do trzech dni?
— Tak jest. Ale tam go trzymać nie będą, przeprowadzą go w inne miejsce.
— Ale nie puszczą?
Topór potrząsnął głową.
— O to ta nima najmniejszy obawy... Swoi ludzie.
— Możecie odejść.
Topór odszedł.