Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/309

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ten ludożerca już poszedł? Chwała Bogu! Bydlę!
— Ale jakże wy, Popiołka, za takie rzeczy możecie brać pieniądze!
— Od takiego gada? Zawsze należy brać pieniądze, rozumiecie mnie, zawsze! Więc on zostawił pieniądze! Dobrze. Myślałem, że uciekł.
Nalał sobie wódki i wypił.
— Dobra wiadomość, Zaucha! Dobra wiadomość! Tej nocy będziemy się prawdopodobnie bili. Słuchajcie, ja wam mogę zawierzyć?
— Możecie.
— Weźcie te pieniądze! Schowajcie! I idźcie do ciężkiej cholery, bo tu, u mnie, może już być niebezpiecznie! I jeśli się pokaże, że Piotrowski tym razem stanowczo już uciekł, oddajcie pani Lucie... Tyle jej uratowałem.
Wtem Zaucha uderzył się dłonią w czoło.
— A wiecie wy, że jej klejnoty zastawione?
Popiołka roześmiał się.
— Już? Nie bójcie się, tak źle nie jest. Dobrze opakowane, w pięknej walizce pana Piotrowskiego pojadą prosto do Sztokholmu. On przecie nie dla niej kupował brylanty, ale poprostu „lokował“ w nich pieniądze. No więc — wszystko w porządku. Doczekałem się.
— Skąd wy macie pewność, że on ucieknie?
— W papierach Szymkiewicza był też zagraniczny paszport.
— Ale fotografja Szymkiewicza...
— Ogoli się, a fotografja podła, zrobiona naprędce, pies go nie pozna... Gęba jak gęba... Tak. A gdyby przypadkowo Drozd zginął, to z tych pie-