Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/321

Ta strona została uwierzytelniona.

sunek wojsk najeźdźcy do ludności zdobytego miasta, żal, że ta ludność, pochyliwszy narazić głowy przed przemocą, nie daje powodów do represyj, oraz ciche dążenie do prowokacji. Dla podtrzymania powagi i zaimponowania ludności sowjetom niezbędne były zwycięstwa. Oto dlaczego czujnem okiem szukano nieprzyjaciela i znaleziono go wreszcie w anarchistach i w rezerwowym pułku polskim im. Bartosza Głowackiego.
Anarchiści w niczem sowjetom nie przeszkadzali, przeciwnie pomagali im znakomicie w szerzeniu zamętu i teroryzowaniu burżuazji. Władze sowjeckie krępować się musiały bodaj jakąś logiką w swem postępowaniu — anarchiści nie oglądali się na nic i znacznie dotkliwiej nieraz dawali się we znaki bezbronnym burżujom od bolszewików. Propagowali gwałt i teror, nie motywując go żadnym dekretem, a że sowjety przez jakiś czas patrzyły na to przez palce, więc anarchiści, wśród których istotnie było niemało zbiegłych katorżników, nie mieli najmniejszego powodu do łączenia się przeciw nim z monarchistami, zwolennikami rządów żandarmskich i policyjnych. Nie była też dla nowego porządku niebezpieczna siła tych urwiszów rewolucji, albowiem, wbrew przesadnym plotkom, nie liczono w Moskwie więcej nad dwa tysiące żołnierzy „czarnej gwardji“, groźnych w nocy dla spokojnych przechodniów, ale ani nie wierzących w możliwość zwycięstwa anarchji nad światem, ani też nie myślących o ewentualnem stawianiu zaciekłego oporu, oczywiście wyjąwszy tych, których „conto“ życiowe było tak czarne, iż nie mieli już nic do stracenia.