Wiedząc o tem wszystkiem, Sowjety postanowiły uderzyć na anarchistów, a rozbiwszy ich bez większego trudu, uzyskać w ten sposób nowy rozdział swej historji, chwałę nowego zwycięstwa, a także wdzięczność i uznanie ludności za zaprowadzenie porządku i oczyszczenie miasta od opryszków.
Mimo, że zadanie wcale nie było trudne, bolszewicy, nie lekceważąc wroga, wzięli się do rzeczy bardzo ostrożnie. W kołach anarchistycznych liczono na pułk dźwiński, a także na gwardję rewolucji — na marynarzy. Chcąc wiedzieć, jak rzeczy stoją na kilka dni przed wystąpieniem przeciw anarchistom, Dzierżyński, przewodniczący Nadzwyczajnej Komisji do walki z kontrrewolucją, objeżdżał marynarzy, badając, jaki wśród nich panuje nastrój. Marynarze opowiedzieli się za sowjetami, oświadczyli, że po stronie anarchistów nie staną. Zapewniwszy sobie w ten sposób bodaj ich neutralność, Dzierżyński, niezbyt im zresztą ufając, przeciw anarchistom nie wyprowadził ani ich, ani miejscowych pułków rosyjskich, lecz jedyne w owym czasie regularne wojska sowjeckie, mianowicie strzelecką dywizję łotewską, liczącą około sześciu tysięcy ludzi.
Rozumie się, że anarchiści o przygotowaniach władz sowjeckich wiedzieli i ze swej strony zbroili się, aby móc stawić im opór jak najzacieklejszy. Mając sympatyków w różnych pułkach, zaopatrzyli się w dziesiątki karabinów maszynowych, któremi najeżyli okna zajętych przez siebie „osobniaków“, poustawiali miotacze bomb i min, a gdzieniegdzie i małe działka artylerji górskiej, a gotując się do długiego
Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/322
Ta strona została uwierzytelniona.