Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/328

Ta strona została skorygowana.

górnych piętrach utrzymać się nie potrafią, zeszli na dół, gdzie ukryci za grubemi, betonowemi murami niewiele sobie robili z trzycalowych pocisków.
Wreszcie około godziny jedenastej przed południem wydano rozkaz ostrzelania domu z ciężkich dział. Dowiedziawszy się o tem, czy też może wyczerpani bojem, anarchiści postanowili się poddać. Z napół zburzonego domu wybiegła młodziutka dziewczyna i machając białą chustką, zaczęła krzyczeć:
— Zaprzestańcie ognia! Anarchiści poddają się!
Wziętych do niewoli obrońców było zaledwie trzydziestu.
Gdzieindziej znów ośmiu ludzi przez kilka godzin broniło się całej „rocie“ łotewskiej i dwom samochodom opancerzonym.
Bywało jednak i inaczej. Anarchiści uciekali, albo też poddawali się bez walki.
Tak naprzykład na Zamoskworjeczju w ulicy Kuźnieckiej „czarnogwardiejcy“ zagnieździli się w trzech domach.
W nocy pokazał się w ulicy samochód opancerzony i znaczny oddział strzelców łotewskich.
Zajęte przez anarchistów domy były ciemne, posępne i milczące.
Ośmieleni tem Łotysze odważnie rzucili się naprzód.
W mgnieniu oka zerwano czarne flagi, powiewające nad bramami domów. Przesadziwszy sztachety od ulicy, strzelcy zwartem kołem otoczyli domy i pukając do drzwi i okien, domagali się wydania broni i poddania się. Pukali długo — nikt im nie odpowiadał. Wreszcie ktoś tam śmielszy w domu wysunął głowę przez okno i zapytał: