Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/329

Ta strona została skorygowana.

— No i co, obywatele, jakże sprawy stoją?
— A gdzie anarchiści?
— Uciekli. Śladów nawet po nich nie zostało.
Wyjąwszy kilka grup, gniazda anarchistyczne poddawały się przeważnie po kilku salwach karabinów maszynowych. Nie brakowało u nich broni, amunicji, ani żywności, obrońcom nie brakowało też męstwa, ani zapału wojennego, kiedy jednak przyszła poważna chwila boju na śmierć i życie, siły inteligencji anarchistycznej nie dopisały, zaś ludzie prostsi zbyt wiele mieli oleju w głowie, aby poświęcać życie dla beznadziejnej demonstracji. Można się było bronić i kilka dni nawet, ale wiary w zwycięstwo nie miał nikt.
Jednakże dopiero między dziewiątą a dziesiątą przedpołudniem wywiesił białą flagę „Dom Anarchji“.
Natychmiast wpadli do gmachu Łotysze, rozbroili anarchistów, przywódców odesłali samochodami do Dzierżyńskiego, jeńców wyprawili pod konwojem do więzień, sami zaś przystąpili do szczegółowej rewizji. Zdobyto dużo broni, amunicji i zapasów żywności. Chytrzy parobcy łotewscy szukali jednakże złota i klejnotów. Rozbiegli się tedy po salach, potykając się na zerwanych, wielkich, pluszowych portjerach, ślizgając się w kałużach krwi. Rozpruwano materace, w podejrzanych miejscach zrywano tapety ze ścian, kłuto długiemi, cienkiemi sztykami skórą okryte fotele klubowe. W „Domu Anarchji” poszukiwania te nie dały rezultatów, obok jednak, w willi Pautyńskiego, znaleziono spory skład wyrobów złotych, pochodzących z „nalotów” na sklepy jubilerskie.