Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/339

Ta strona została uwierzytelniona.

Wijąc się, jak wąż, młoda kobieta wśliznęła się w otwór. Ostre kanty cegieł i skamieniałego wapna darły na niej bieliznę, kaleczyły ją, ale ona nie zważała na to. Wsunąwszy się naprzód głową, cudem tylko nie runęła na podłogę. Dopomogła jej giętkość młodego ciała. Po długich usiłowaniach wysmyknęła się jakoś z okienka i skoczyła na ziemię.
Była wprawdzie pół naga, w bieliźnie tylko, podartej i pokrwawionej, ale — wolna.
Dom grzmiał wciąż odgłosami bitwy.
W zamieszaniu i zacietrzewieniu nikt na nią z pewnością nie zwróci uwagi. Będzie można znaleźć Popiołkę.
Wyobrażała go sobie ukrytego za ramą okna i strzelającego do atakujących nieprzyjaciół. Trzyma na oku wroga i już chce posłać mu śmierć, a nie wie, że jego własna śmierć stoi za nim. A potem błysk, jedno uderzenie — i fala krwi ciepłej na ręce...
Agnes rozejrzała się. Pamiętała, że na biurku Popiołki leżał bez pochwy krótki, austrjacki bagnet. Trzeba było przejść przez trupy. Agnes uczyniła to bez trwogi. Jedno ciało ruszyło się pod jej stopą, drgnęło, jęknęło. Pochyliła się. Był to Utopja, ranny kulą w głowę. Całą twarz zalepioną miał krzepnącą już krwią. Uśmiechnęła się mściwie, pogardliwie i na tej twarzy zranionej stanęła wysokim, cienkim obcasem swych pantofelków.
Wreszcie znalazła bagnet.
Przez chwilę wahała się.
Strach ją zdjął.
Opuścić ten cichy pokój, iść między tych mordujących się ludzi...