Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/340

Ta strona została skorygowana.

Ale — pozostać tu, wśród trupów, nie uderzyć ztyłu, dać sobie wyrwać tę upragnioną ofiarę, wypatrzoną, od tak dawna osaczaną...
Zgiełk zrobił się jeszcze straszniejszy, dziki, tak okropny, że wytrzymać już nie można było. Odezwały się krzyki, huk — coś się w domu działo, coś porywającego jak burza, coś, co duszę z człowieka wyciągało...
Nie wytrzymała.
Zgrzytając zębami, straszna, rozczochrana, pół przytomna, wybiegła na korytarz, ściskając bagnet w ręku.
Łotysze wzięli dom atakiem na bagnety, ale walka toczyła się wciąż jeszcze. Mordowano się w pokojach, w korytarzach.
W oczach Agnes padł od strzału rewolwerowego ogromny Łotysz, pędzący naprzód z pochylonym bagnetem. Jakby się potknął o coś, runął łbem naprzód.
W samym kącie, na końcu korytarza, broniło się kilku anarchistów, ze stołu uczyniwszy sobie barykadę.
Łotysze skoczyli na nich kupą.
Powietrzem wstrząsnął huk wystrzałów i krzyk.
W ciemnym korytarzyku, prowadzącym do pokoju Popiołki, Łotysz jakiś ujrzał Agnes z nożem w ręku. Coś do niej krzyknął, ona zawołała, że jest komisarzem sowjeckim, że chce bić anarchistów... Podniosła rękę i potrząsnęła bagnetem.
W tej chwili Łotysz zamachnął się karabinem, jek cepem i kolbą rozbił jej głowę.
Krwawy mózg bryznął na ścianę.