tych ciał dżungle błotniste, zamieszkałe przez barbarzyńskich, ślepych na piękno dzikusów...
Tak już widać musi być...
On tylko i Chrobak odprowadzali trumnę z ciałem pięknej pani na daleki cmentarz. Zaucha nakupił dużo kwiatów i cieszył się, że ziemia już nie jest twarda i zimna, że rosną na niej nowe, żywe trawki młode, że niebo jest rozpromienione...
A kiedy trumnę spuszczano w grób, szepnął do Chrobaka:
— Ona była piękna...
A to znaczyło, jakby chciał powiedzieć:
— Nie może umrzeć.
Pozostało mu oddać znacznie powiększony legat pani Drozdowskiej.
Wręczył jej pieniądze, powtórzył, co mówił Popiołka, że kazał jej wracać do kraju, uśmiechnął się, widząc, że natychmiast wzięła się do pakowania.
— Niechże pani tu na głupstwa pieniędzy nie wydaje! — przestrzegał ją. — Teraz i tak piekielnie drogie wszystko.
— Ja? Głupiabym była! — oburzyła się. — Ubiorę się jak dziadówka, w łachmany, prędzej mnie puszczą! Nic nie kupię, ani rubla im tu nie zastawię.
A naraz rozpłakała się:
— Dobry człowiek był ten Popiołka, mówię panu! Dobry, ale słaby, jak i mój mąż. Gniewał się niby, krzyczał, za rewolwer o byle co chwytał, straszył! Oczami on nie płakał, tylko sercem! A to są bardzo ciężkie łzy!
Życzył jej szczęśliwej drogi, pogłaskał dziewczynkę po głowie i wyszedł.
Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/344
Ta strona została uwierzytelniona.