krów“ głodem, unieszkodliwić, rozbroić, zmusić do poddania się. Z całą zajadłością rzucono się na nich i czem prędzej, jak tylko zamknęli się w tych domach, wytoczono przeciw nim armaty. Z pism Zaucha wiedział, że bolszewicy niedaleko, w prostej linji, na placu Męki Pańskiej, ustawili baterję, która biła bez przerwy w ostatnią redutę zapalnej młodzieży moskiewskiej. Któż to był? Młodzi ludzie z tych samych ulic lub dzielnic sąsiednich, studenci — a naprzeciw nich stali parobcy wiejscy, robotnicy moskiewscy — znajomi z ulicy, z teatrów, fabryk. Ale nikt nie miał litości. Proletarjat — służba z kamienic sąsiadujących z domami, w których „junkrzy“ się zamknęli, stróże, służące, dzieci — mały drobiazg — gimnazjaliści wreszcie — wszystko szpiegowało ich, zdradzało, wszystko nieomal tańczyło z radości, gdy który z tych młodych ludzi padł, a mózg jego wylał się na bruk.
Z trudem oderwał się Zaucha od ponurego pomnika wojny domowej i ruszył dalej bulwarem, czarno-szklistym od wyślizganego śniegu, po którym ledwo można było iść, jak po lodzie.
W oddali, u końca bulwaru Puszkińskiego, ukazały się naprzód srebrne kopułki, a następnie czerwone mury wielkiego Monasteru Męki Pańskiej. Nietknięty stał na swem miejscu śpiżowy pomnik Puszkina, zapatrzony w bulwar i widniejące na jego końcu czarne zgliszcza zamordowanego domu z wyszarpanemi wnętrznościami. Pod pomnikiem obradował nieliczny mityng. Zaucha, ciekawy, o czem Moskwa mówi, przybliżył się do politykującej gromadki i przysłuchiwał się przez chwilę.
Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/38
Ta strona została uwierzytelniona.