Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/43

Ta strona została skorygowana.

wiedział, że tu się z pewnością czegoś dowie i z pewnością znajdzie pomoc.
Oczywiście — wiadomości było zatrzęsienie. Potwierdzono Zausze pogłoskę o porozumieniu się Dowbora-Muśnickiego z Niemcami, lecz zarazem szeptano też coś o przejściu jakichś dwóch pułków legjonów na stronę rosyjską, gdzieś na południu. Przeciw uwielbianemu dotychczas Muśnickiemu gotowano uroczysty protest, z „nowonawróconą brygadą” nie wiedziano, co począć, zwłaszcza, że sytuację utrudniał słaby i nieregularny kontakt z południem.
— Nie rozumiem! — chciał się zorjentować Zaucha. — Trzeba ściągnąć tę brygadę tu!
— Bolszewicy ją rozbroją.
— Dlaczego?
— Wiadomo, że Francuzi pracują przeciw bolszewikom, popierając es-erów, nas, Czechów, Aleksiejewa...
— Niech Bóg broni! My nie możemy iść razem z reakcją rosyjską!...
— Dlatego też musi się teraz organizować na Ukrainie...
— Na terenie, zajętym przez Niemców? Absurd!
— No więc gdzie?
— No więc gdzie? — powtórzył Zaucha.
Nie rozumiał.
Wogóle — było źle. W biurach panowało zamieszanie i konsternacja. Na wieść o zawarciu przez bolszewików pokoju w Brześciu, tłumy wygnańców ruszyły ze wschodu na zachód, a nie mogąc wydostać się z Moskwy, niecierpliwiły się, narzekały i ogarnięte gorączką powrotu, żarte nostalgją i obrabiane przez agitatorów, burzyły się, dezorganizowały i za-