Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/53

Ta strona została uwierzytelniona.

domości zupełnie zmyślone, jak gdyby jedynie w tym celu skomponowane, aby czytelnika zdezorjentować, otumanić i steroryzować. Splot tych kłamstw był tak potworny i tak kunsztownie powikłany, że nawet najwprawniejsi dawniej wykładacze rebusów urzędowych stawali przed nim bezradni. Nie umiano jeszcze tych pism czytać, nie umiano wyciągać z nich prawdy, która zresztą nierzadko była nie mniej fantastyczną i niewiarygodną od najbezczelniejszego wymysłu.
Nieliczne już pisma burżuazyjne, prześladowane i gnębione, protestowały wciąż i kłóciły się wciąż z sowjetami, stojąc niezmiennie na stanowisku krytycznem i przemycając wiadomości z poza bolszewickiego frontu. Nie miały jednak wzięcia u publiczności, ponieważ czuło się, że nikt za niemi nie stoi. Burżuazja poniosła zupełną klęskę, była rozbita w puch i sama najlepiej o tem wiedziała. Niczego się też już od siebie nie spodziewała. Nie wierzyła w możliwość urzeczywistnienia nieznanego sobie bliżej programu bolszewickiego, ale nie wierzyła też we własne siły, do niczego nie dążyła, a poza tem, aby jak najwięcej uratować z programu, niczego nie umiała chcieć.
Prasa polska, powierzchownie i z burżuazyjnego stanowiska, z dyskretnemi zastrzeżeniami i licznemi znakami zapytania traktując sprawy rosyjskie, cały swój interes przeniosła na teren okupacji austro-niemieckiej, skąd zresztą miała szczupłe i zawsze sprzeczne informacje „od dobrze poinformowanych osób z kół miarodajnych.“ Zresztą polemizowano na temat różnych problemów i zagadnień natury