doskonałości, ale miało też swoją logikę i pokazywało się, iż, choć ciężko, tak także żyć można. Nie zajmując się nigdy socjologją, Zaucha nie zdawał sobie jasno sprawy ze wszystkich dokonywujących się przemian i ich doniosłości, czuł tylko, że stary świat bezpowrotnie ginie. Darmo tłumaczył też sobie, iż to giną nieprawości i krzywdy starego świata, jako że wszystko prawdziwie dobre jest nieśmiertelne, napróżno wmawiał w siebie, że oto otwarte są wrota wolności i nowemu młodemu życiu. Przed tem nowem życiem, wypowiadającem wojnę wszystkiemu, co było, brał go lęk, a na widok furji, z jaką ono burzyło i niszczyło dzień w dzień to, z czem on się zżył, padała na jego duszę żałoba. Zdawało mu się, że mu mordowano i hańbiono równocześnie jego wspomnienia, jego porywy entuzjastyczne, marzenia i chwile szczęścia. Jakże to? Więc w tej przeszłości, bezbronnie padającej pod barbarzyńskiemi ciosami nowych dni, w tem, czem on dotychczas żył, co kochał, wszystko było złe, zgniłe, spróchniałe, grzeszne? Nie było ani jednego drgnienia miłości, ani jednego prawdziwego słowa, ani jednej czystej ofiary?
Cóż znowu!
Któż to mianował tych sędziów, wołających, że człowiek dzisiejszy jest dzieckiem grzechu i zbrodni, potworem, zatruwającym powietrze swem jadowitem tchnieniem?
Z czegóż to wyszli ci sędziowie?
Z zasady:
— Jeśli mi oddasz to, co masz, będziesz dobry, jeśli nie oddasz, to jesteś świnia.