Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/61

Ta strona została skorygowana.

krojonym, wykładał coś zamyślonemu łysemu poecie. Nos mistyka, jak semafor, jechał w górę, podczas gdy twarz poety poważna, regularnych rysów, hiszpanką siwiejącą przedłużona, mroczyła się coraz więcej, a ogromne, ciemno-szafirowe oczy z przerażeniem patrzyły przed siebie. W innym znów kącie wygoleni, starannie ubrani, z minami dostosowanemi do koloru krawatek i z ruchami zapoznanych hrabiów siedzieli aktorzy, uśmiechający się półgębkiem i z zawodową dyskrecją używający oszczędnie swych organów głosowych, mimo iż w owych czasach grali w Moskwie wyłącznie „na ekran“, czyli w dramatach kinowych. Usługiwała w tym pokoju panna Ewcia, młode dziewczę, smukłe i szczupłe, w czarnej, modnie krótkiej sukience i białym fartuszku, ze sztywnym, białym motylkiem w kasztanowatych włosach, „bieżenka“, córka jakiegoś leśniczego z Litwy — jak się panna Ewcia sama przyznała. Zaucha lubił jej małą, matową twarzyczkę o drobnych rysach, z rozdymającym się i czerwieniącym łatwo noskiem i z milutkiemi, łakomemi ustami. Zwłaszcza lubił jej oczy, niezbyt wielkie, szare i wcale głupiutkie nawet, z dziewczęcą przebiegłością miarkujące z pod długich brwi, cienkich, wiecznie zdziwionych. Kiedy panna Ewcia spuściła powieki, widać było jej oczy jak duże śliwki w cienkiem, różowawem cieście.
Nastrój wśród emigracji, od początku nieprzychylnej Rosji, po przewrocie bolszewickim stał się jawnie germanofilski, co swą przyczynę miało tak w niechęci do dyktatury proletarjatu dzikiej i okrutnej, jak i w tem, że władze bolszewickie pozamykały banki, sekwestrowały klejnoty w „safesach“ ban-