Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.

wie nie. Przecież ja dziesiątki lat wśród Moskali spędziłem i gdyby nie było przyczyny po temu, nie wyrażałbym się o nich tak, jak się wyrażam. Co panowie naprzykład myślą o Protopopowie?
— No, to chyba nie ulega wątpliwości. Oszust, łotr, komedjant, podły karjerowicz, okrutnik bez czci, bez sumienia...
— Widzi pan! — uśmiechnął się doktór. — Ja Protopopowa znam od dziecka. Mój ojciec był dyrektorem jednej fabryki w majątku jego ojca. Z Protopopowem zawsze utrzymywałem serdeczne stosunki. Jeszcze zeszłego roku był tu u mnie w Moskwie. I powiem panom, że był to zawsze nadzwyczaj kulturalny, zupełnie cywilizowany człowiek, taki sam jak pan, bez śladu azjatyckości w duszy. A naraz wybiła jego godzina — i zaczął chodzić na czworakach. Wylazło z niego bydlę mongolskie. To samo Iwan Groźny! Też znakomicie udawał Europejczyka. Moskal zawsze udaje Europejczyka, ale nigdy niewiadomo, kiedy z niego wylezie dzikie zwierzę. Panowie mówicie o rewolucji rosyjskiej — a to jest zwykłe rozbestwienie dziczy, po którem znowu przyjdzie to samo, co było! Naród polski instynktownie to czuje i dlatego w rewolucję rosyjską nie wierzy.
— Niechże pan mówi z punktu widzenia całokształtu sprawy Europy! — wtrącił poeta.
— Tu wszelka sprawa jest już przegrana.
— Zaraz! A co my mamy robić? — wtrącił Zaucha
Doktór wzruszył ramionami.
— Nic. Siedzieć cicho.
— Znowu nic? Znowu siedzieć? Proszę pana, sprawa polska, to nie pisklę, żebyśmy mieli ją wysiedzieć, jak kury na jajach... Naród to czuje i w tem