Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/68

Ta strona została skorygowana.

Mówiła głosem bardzo głębokim, dźwięcznym, typowo rosyjskim kontr-altem.
— Pani Agnes jest Rosjanką, ale rozumie po polsku — objaśnił pan Piotrowski.
— Piękność pani Luty — rzekł Zaucha, przyszedłszy do siebie — nie należy do tych, które przerażają lub niepokoją. Jest to piękność dobra, jasna, powiedziałbym — orzeźwiająca i dodająca odwagi.
— A zatem czemu się pan tak zmieszał? — zaskoczyła go nagłem pytaniem czarna dama, nieustannie wpatrując się w jego twarz.
Spojrzał na nią z pewnem zdziwieniem. Zgrabna i drobna, obciśnięta czarną, jedwabną suknią, była ładna, ale nie spodobały mu się jej prawie zrośnięte, nadzwyczaj grube, czarne brwi nad świecącemi oczami, gęstym puszkiem ocienione szkarłatne usta i twarz bronzowa, modelowana wprawdzie delikatnie lecz twarda, jakby wszystko wiedząca, zuchwała. Był pewien, że niema tak grubego słowa, któreby się nie zmieściło w tych zmysłowych wargach.
— Czemu się zmieszałem? — mówił, z namysłem i jakby ostrożnie odpowiadając na zadane sobie pytanie. — Nie wiem. Zdziczałem trochę, stałem się nerwowy.
— Rewolucja źle na pana wpływa? — z cieniem szyderstwa w głosie badała wciąż czarna dama.
— Na kogoż wpływa dobrze, moja droga Agnes! — z łagodnym wyrzutem zwróciła się do niej pani Piotrowska.
— Agnes! — jakby ironicznie powtórzył Zaucha.
— Dziwi pana moje imię! — roześmiała się. —