Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/75

Ta strona została uwierzytelniona.

serem w kieszeni. Ale to tylko taka romantyczna poza!
— Romantyczna poza! — roześmiał się pan Piotrowski. — Ładnie romantyczna! A toż on zaraz po rewolucji wyjechał do tych bandytów z pod czarnego sztandaru! Jest w „czarnej gwardji“, anarchistą został, bandytą.
Tu wmieszała się do rozmowy Agnes.
— Bandyci! — rzekła z pogardliwą ironją. — Anarchiści nie są bandytami! Ale wy, pan Piotrowski, nigdy tego nie pojmiecie!
— A ja pani mówię, że Popiołka jest zwykłym bandytą! — spokojnie lecz stanowczo rzekł pan Piotrowski. — Jak najzwyklejszy rzezimieszek rabuje ze swą bandą w nocy na ulicach, napada na magazyny. Cóż było z Klubem Kupieckim? Wpadła tam raz jakaś banda, zrewidowała gości, zrabowała pieniądze, kosztowności, złoto — i od tego czasu siedzi tam w dalszym ciągu, grasując po okolicy. A te morderstwa... Nocy niema, aby kilku ludzi nie zamordowano...
— Popiołka jest może narwany, wykolejony — odezwała się pani Luta — ale nigdy nie uwierzę, aby działał z niskich pobudek.
— Niskie pobudki — wysokie! — pokiwała pobłażliwie głową „Czarna Pantera“. — Niema ani niskich, ani wysokich, są tylko słabe lub silne... A co do Popiołki, to ja powiem, że Popiołka kocha grzech. On jest zły, zły, jak szatan — i to stanowi jego piękność. Dlatego on — nie nudny, jak inni piękni mężczyźni, których musi się nożem dźgać, aby z nich jeden krzyk duszy wydobyć...