Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.

— Prawdę mówiąc — niebardzo. Nie chciało mi się nigdy nad tem zastanawiać.
— To źle!
— Bardzo źle. Ale dziś, jeśli chcemy się obronić zagładzie, mamy środek jedyny: Zniszczeniu, jakie kulturze naszej niosą nowe czasy, przeciwstawiać jak najwięcej czynów, jak najwięcej twórczości — groble i tamy żywej twórczości. W tej pracy pomocną nam będzie każda siła, a tą w wielkim stopniu jest chrześcijaństwo.
— Pan sądzi? A czy chrześcijaństwo to nie — trucizna żydowska.
— Przez tysiąc dziewięćset przeszło lat truciznę tę czyściły tysiące najświatlejszych mózgów, naszego aryjskiego świata. Zatem mogę mieć do niej zaufanie większe, niż do nauki Marksa, Engelsa i Lenina. Objektywnie mówiąc. A zresztą —
Podstawił jej solniczkę.
— Które mężczyzna, a które kobieta? — spytał, pokazując jej pieprz i sól.
Zawahała się.
— Dlaczego?
— No, niech pani powie!
Wskazała na pieprz.
— To jest mężczyzna.
Zaucha parsknął śmiechem.
— Widzi pani. Chce pani mówić o abstrakcjach, a myśli pani płciowo. Gdzież może być sąd objektywny w takim razie?
— Żałuję bardzo — zaczął po chwili namysłu Piotrowski — ale ja do Popiołki pójść nie mogę... Choćbym chciał... Można się na nieprzyjemności narazić...