Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/81

Ta strona została uwierzytelniona.

Ale co to jest? W tej chwili przypomniał sobie Zaucha — przynajmniej tak mu się zdawało — że pan Piotrowski usprawiedliwiał w Kijowie swój nałóg troską o los pozostałej w Galicji, podobno bardzo pięknej żony i dwóch synków. Czyż nie starał się sprowadzić ich do Kijowa, czyż nie pertraktował nawet w tej sprawie z różnemi ciemnemi figurami, które ofiarowały mu się przewieźć jego żonę przez Rumunję?...
Czy nie Szymkiewicz? Zaucha nie pamiętał. Prawda i to, że w pierwszych czasach wygnania wielu odłączonych od swych rodzin mężów, spostrzegłszy, że wojna zaciąga się, nosiło się z podobnemi planami i może nawet być, że w obecności Zauchy Szymkiewicz prowadził z kimś taką rozmowę, niekoniecznie jednak z Piotrowskim. A może pani Luta przyjechała przez Rumunję? Choć z drugiej strony Zausze zdawało się, że widział ją kiedyś z jakimś młodym oficerem. Oficer był ranny i miał na piersi oficerski krzyż Świętego Jerzego i on był mężem pani Luty, a pan Piotrowski był tylko dobrym znajomym...
— Śniło mi się chyba! — pomyślał Zaucha.
Jednakże cały ten pan Piotrowski przedstawiał się dość zagadkowo. To, co o sobie opowiadał, było jak z „Tysiąca i jednej nocy“. Widziano go wszędzie — i w Paryżu i na Riwjerze i na Krymie i na Kaukazie... Trudno było ustalić chronologję ostatnich kilku lat jego życia... Nawet blisko przez jakiś czas z nim żyjąc i słysząc wciąż o jakichś interesach, Zaucha nie mógł odgadnąć, czem on się zajmuje. Słyszał coś o olbrzymich interesach z jakimś pułkownikiem intendantury rosyjskiej; w jaki sposób je-