gdy awantury jego zaczynali tłumaczyć sobie pozerstwem i kabotynizmem, Popiołka-artysta tracił zupełnie; robił się z niego błazen, którego niskie popędy i gburowate, ordynarne ekstrawagancje rzucały cień na jego dzieło artystyczne. Inni uważali rzeźbiarza za człowieka niepewnego i niebezpiecznego, o zbrodniczych wprost instynktach, najliczniejsi nazywali go lichym komedjantem i niechlujnym, dzikim barbarzyńcą — oczywiście nie w oczy, ponieważ się go bano.
— Przy nieszczęśliwym zbiegu okoliczności — myślał Zaucha — ten warjat gotów się wsypać i naprawdę zostać anarchistą. W nim złe i dobre jest wciąż żywe i w stanie gwałtownej walki. To przecież nie człowiek, lecz instrument do wydawania kiełkujących w nim wcieleń. Cóż dziwnego, gdyby w dzisiejszych strasznych i złych czasach... Ależ w takim razie należy go ratować, ratować czem prędzej, wyciągnąć z tego otoczenia, bo inaczej przepadnie! Ach, czemuż nie spytałem o jego adres Piotrowskich! Może w „Domu Anarchji“ będą o nim coś wiedzieli... Żeby tylko za późno nie było! Trzeba chłopa odszukać.
Z tem nagłem postanowieniem wstał i wyszedł, kierując się ku głównej kwaterze anarchistów.
Swego czasu, jako młody student, Zaucha zetknął się zagranicą z anarchistami, głównie z anarchistycznych kół literackich i artystycznych. Była to przeważnie narwana, niedowarzona młodzież, zgrupowana dokoła starych malkontentów lub sta-