Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/92

Ta strona została uwierzytelniona.

zwrócony wylotem ku bramie. Dalej kręciło się mnóstwo uzbrojonych młodych ludzi, „cywilów”, żołnierzy w szynelach, wśród których można też było zauważyć marynarzy w płaskich czapeczkach z czarno-żółtemi wstążkami, gimnazjalistów, trochę młodych dziewcząt i robotników w skórzanych kurtkach. Przyglądając się wąskim, niskim czołom tych „towarzyszy”, ich nieczystym, pryszczami pokrytym twarzom, grubym wargom i podgolonym z tyłu głowom, Zaucha nie nabrał wielkiego przekonania do ich „świata idej”. Pachniał on katorgą. Jednakże ludzie ci, zapytywani, odpowiadali uprzejmie — choć z drugiej strony niewiele się od nich można było dowiedzieć. Śladów zniszczenia, ani rabunku nie było widać; prawda, anarchiści wzięli dom „nalotem”, bez boju. Mimo to włóczące się tam i sam bandy zbrojnych drapichrustów z niewinnemi a szukającemi minami sprawiały wrażenie, jak gdyby rabunek trwał w dalszym ciągu.
Nad jakiemiś schodkami siedziały przy stolikach dwie żydówki i młody dziennikarz anarchistyczny, typowy przez niezmiernie zaniedbany wygląd, blondyn o trochę rozlatujących się lecz łagodnych oczach niebieskich, nieogolony, nieco pochylony. Zauważywszy zwracającego się ku niemu z zapytaniem Zauchę, cichym głosem przedstawił się — nazwiska nie było słychać — podał mu rękę i usadowił go na stojącej tuż obok wspaniałej otomanie, pokrytej skórą. Zaucha pytał o adres Popiołki — lecz w zgiełku trudno się było porozumieć. Zaucha przedstawił się jako sympatyk anarchizmu. Anarchista słuchał przez chwilę, namyślał się, poczem postanowił oddać gościa w ręce sekretarza.