Wstali i skierowali się ku drzwiom po drugiej stronie westybulu.
Zaucha znalazł się w przepysznie urządzonej, ogromnej sali, z olbrzymiemi, wysokiemi oknami. W środku stał długi stół, przykryty suknem poziomkowej barwy, dalej wpadała w oko elegancka szafa z leksykonami, druga szafa, już pusta, klubowe fotele, w kącie, pod jednem z okien, biurko. Kiedy Zaucha wszedł, drab jakiś, dziedzicznie zamiłowaniem do robienia porządków obciążony, właśnie z jednego końca stołu szczotką do czyszczenia kapeluszy zmiatał na dywan kruszynki chleba. Pierwszy „anarch“ przedstawił mu Zauchę. Ciemna postać, czarną sylwetką odcinająca się od padającego przez okna białego światła, wyciągnęła do gościa dłoń, poczem pociągnęła go ku stojącemu pod oknem biurku.
Był te Lew Czornyj, sekretarz moskiewskiej grupy anarchistów — kolektywistów. Miałci on na sobie dawno nieczyszczoną, pierzem jakiemś skudłaczoną marynarkę granatową i takież spodnie, nawet na jego chude nogi za ciasne, fatalnie na lewem udzie naddarte i fanatycznie u dołu zachlastane błotem. Ale przecie szyję jego zdobił kołnierzyk i nieudolna imitacja krawatki. Zresztą włosy czarne tego obywatela, zjeżone „à la cochon irrité!“ dawno już nie były czesane, a dalej obserwator mógł zauważyć brodę czarną, niby hiszpankę i „okołobrodzie“ szczeciniaste, nieogolone, twarz chudą, śniado-żółtawą, oczy czarne, inteligentne, lecz nie przedsiębiorcze, raczej czekające zapłodnienia. Myciem się słusznie tak zwany „Czornyj“ nie pachniał. Przeciwnie, patrząc na niego, można było myśleć, iż, od czasu zajęcia przez anarchistów „Klubu Kupieckiego“,
Strona:Jerzy Bandrowski - Wściekłe psy.djvu/93
Ta strona została uwierzytelniona.