Strona:Jerzy Bandrowski - W białem miasteczku.djvu/187

Ta strona została uwierzytelniona.

bol kultury polskiej, chcecie dziś paść gęsi? Czy nie rozumiecie, że się sami hańbicie?
Po nim przemówił Ruszkiewicz:
Któż może mówić o rozwiązaniu Sokoła i zwrocie gruntu gminie? Darowizna gruntu przeprowadzona jest tak, iż gdyby nawet Sokół się rozwiązał, grunt nie może być zwrócony gminie, ale powinien być odstąpiony innej instytucji, duchem do Sokoła zbliżonej. Zatem, gdyby już o sokolni nie było mowy, możnaby wybudować ochronkę (brawo) dla bezdomnej dziatwy, pozbawionej wszelkiej opieki.
Pudłowicz się zdziwił:
— Tak, nie! — zawołał. — Ale gdzie pan tu ma bezdomną dziatwę? Przecież tu, choćby kątem, każdy gdzieś mieszka i te dzieci przy sobie trzyma. Dzieci bez opieki! Dzieci się chowają na ulicy, a opiekują się niemi wszyscy.
Skończyło się na tem, że wniosek starego Józefowicza jednomyślnie odrzucono.
— Nie robi się nic! — bronił Zagórski Sokoła gorąco. — To prawda. Ale kiedy wy sami jesteście Sokołowi nieżyczliwi!
Postanowiono wyłonić „komitet reorganizacyjny“. Ale tu stała się rzecz dziwna.
Dotychczasowy prezes Bruczkiewicz zrezygnował. Nie dziwiono się temu, ponieważ powszechnie wiedziano o nieprzyjemnościach, jakie go na tym urzędzie spotykały. Ale nagle zrezygnował i Pudłowicz.
— Ja, proszę panów — mówił mazurując silnie, co mu się zawsze zdarzało, kiedy się rozgrzał — od żadny roboty społeczny nie uciekom, i w tym wypadku tyż nie mówię, że robić nie bede... Owszem,