Strona:Jerzy Bandrowski - W białem miasteczku.djvu/203

Ta strona została uwierzytelniona.

się karmi, móc zawsze zrobić w łatwy sposób przyjemność —
— Innym, nie sobie! — wtrąca pani Zagórska.
— A czyż nie jest ci przyjemnie, gdy możesz sprawić przyjemność swym najbliższym! Ja sobie większej przyjemności nie wyobrażam.
— Ty robisz z gotowania jakąś poezję, a to zajęcie bardzo prozaiczne!
— O, wzniosła szlachetności uczuć! Prozaiczne zajęcie! Myślisz może, że poetyczniej byłoby, jak mi to raz pewna pani powiedziała: — Leżeć cały dzień w wannie z ciepłą wodą, jeść daktyle i pomarańcze i czytać romanse. Nie, moja droga, jesteś w mylnym błędzie, jak się wyraża pewien mój znajomy. Każda pożyteczna praca jest piękna. Zastanów się, czy to przypadkiem nie ty z poezji robisz prozę — swem ociąganiem się, swą niechęcią, opornością, przekorą...
— Ja! Przecie robię wszystko!
— Bo musisz! Ale nie chcesz!
— A, mój kochany, to trudno! Żebym ja jeszcze chciała być kucharką!
— Właśnie przeciwnie, kucharka musi. Wolałaby z pewnością robić co innego, ale że nic nie umie, więc musi gotować. Ty sama uznałaś za stosowne i najmądrzejsze wziąć się do kuchni, ty nie musisz być kucharką, możesz być tylko kochaną mamusią, przyrządzającą dobre potrawy dzieciom i mężowi... Jesteś szafarką przyjemności czy rozkoszy najtańszych, najdostępniejszych, lecz najmilszych. Zwierzę nawet ma szczególniejszy szacunek dla tego, kto go karmi... Otóż, jeśli to miłe i wdzięczne zadanie jest dla ciebie niewolą, jeśli