Strona:Jerzy Bandrowski - W białem miasteczku.djvu/233

Ta strona została uwierzytelniona.

rządkujące ogródki, rzucają im słowa podziwu lub życzenia szczęścia. W ulicy wciąż śpiewają głosy kobiet i dzwonią dźwięczne okrzyki dzieci — to znów któryś malec się rozedrze i drze się całą godzinę uparcie, niemiłosiernie, do bezprzytomności.
A tymczasem świat robi się coraz jaśniejszy i barwniejszy. Zszyty jest z poważnego, ciepłego fioletu ziemi, błękitu nieba i świeżej, gorącej zieleni ozimin, zieleni, jaką się widzi u starych mistrzów na płaszczu Madonny. Jest to zieleń żywa, bogata w soki, kwitnąca, zwycięska. Wszystko to zaś obficie bramowane jest złotem i drga promiennością.
Taką jest sława przedwiośnia w białem miasteczku.

∗                         ∗

Poróżniwszy się z rodzicami, panna Elza Majsztrykiewiczówna a właściwie pani Elza Korzineck — wyjechała do Warszawy, gdzie miała przyjaciółkę, koleżankę z pensji, mężatkę, która ją nieraz do siebie zapraszała i ofiarowała jej u siebie mieszkanie. W ten sposób panna Elza mogła zniknąć z białego miasteczka, a jednocześnie być bliżej ukochanego Rysia, który również w Warszawie studjował.
Stolica pannę Elzę nie tyle olśniła ile podrażniła. Panienka z domu zamożnego, posiadająca własny, dość znaczny fundusz, więc pewna siebie, a marząca zawsze o życiu w wielkiem mieście, dostosowała się prędko do nowych warunków, i nadziwić się teraz nie mogła, że ludziom wogóle chce