Strona:Jerzy Bandrowski - W białem miasteczku.djvu/250

Ta strona została uwierzytelniona.

ich posłannictwo budzenia w sercach radości, miłości i uśmiechu, ale urokowi ich poddać się nie może.
W zimnej pustce nie rozkwitnie żadne cieplejsze uczucie, a pani Zagórska ma w duszy pustkę.
Takie życie! Mąż wiecznie przy biurku, kuchnia, dzieci i nieustanny niedostatek. Przyjdzie dziś suma, zdaje się, że chyba teraz już będzie można coś kupić — a nagle człowiek zubożeje przez noc. Jak mówi żona Palpierona: — Człowiek z jedną wszą liga, a z trzema wszyma wstaje. Podrapie się w jedno miejsce, już go coś źre w drugiem. — W głowie aż trzeszczy od olbrzymich liczb; wszystko idzie już w miljony. Nigdy spokoju. Starych rzeczy niema za co naprawić, nowych niema za co sprawić — ruina! W ruinę obraca się dom, w ruinę rozpada się dusza. Dawne siły wyczerpują się, nowych niema zkąd wziąć. Dzieci? To tylko źródła nowej trwogi. Co z niemi będzie?
Pani Zagórska szuka w swem otoczeniu. Czego szuka? Nie wie dobrze, ale — musi się przekonać. Więc rozmawia częściej z panią Maślakową. Zrazu z ogródka do ogródka, przez płot, później na gościńcu, wreszcie — zaczynają się wizyty. Pani Maślakowa jest starsza, doświadczeńsza, silniejsza od pani Zagórskiej, na pozór ma znacznie więcej zimnej krwi, nie przejmuje się wszystkiem tak bardzo. Gospodaruje, lubi się popisać swemi konfiturami, grzybkami, rydzami, lubi gości, wychowuje dzieci, kocha męża, zdawałoby się, że jest zupełnie szczęśliwa — ale w takim razie, skąd ten histeryczny, błysk w oczach, skąd ten utajony niepokój, skąd ta denerwująca ruchliwość, jakgdyby pani Maśla-