Strona:Jerzy Bandrowski - W białem miasteczku.djvu/265

Ta strona została uwierzytelniona.

pysk mu znów stłucze. To poskutkowałoby znakomicie. Ale jeżeli inteligencja sama daje sobą pomiatać i bronić się nie chce — niech ginie. Inteligencja ma być stosem pacierzowym narodu, pod warunkiem, że ten stos będzie silny!
— Ach, wiecznie tylko ta inteligencja, stosy jakieś, naród! — skrzywiła się pani Zagórska. — Wysłuchajże raz historji bez inteligencji, bez stosów i bez narodu, historji dwóch biednych kobiet na prowincji...
— Więc jeszcze nie koniec?
— Pomyśl, co za zbieg okoliczności. Temu obywatelowi, co to się w nim Jadzia tak na śmierć zakochała — a on tymczasem został wysokim urzędnikiem i jest w jakiemś ministerjum w Warszawie. —
— Ależ wreszcie co?
— Umarła żona! I on teraz napisał do Jadzi, że pragnie jej wynagrodzić krzywdę i że się z nią gotów każdej chwili ożenić, zapewnić jej spokój na starość... Taka pomoc w najcięższej chwili... I pobiorą się...
Zagórski nie mógł ukryć wzruszenia.
— Oto, widzisz, jednakże, jak ludzie w białem miasteczku kochają...

∗                         ∗

Ruszkiewicz wyszedł z posiedzenia wzburzony. Ułożono właśnie program uroczystego obchodu Trzeciego Maja. Pochód na nabożeństwo do kościoła — szkoły, za szkołami Sokół ze sztandarem, uro-