wyrzeczenia się siebie. Wreszcie — ogromniej, niestrudzonej pracy. Więc — moja myśl, myśl inteligenta polskiego — musi się wyrzec lenistwa i pustych igraszek, a powinna stać się myślą pracowitą, wytężoną, dzielną. Prawo sędziego powinno stać się nie zbiorem paragrafów, lecz świętem przykazaniem sprawiedliwości, aby on nie tylko sądził, lecz był sędzią polskim. Nauczyciel powinien nie tylko uczyć, ale wychowywać nowych Polaków, jako nauczyciel polski.
— A ksiądz? — wtrącił dziekan.
— Ksiądz ma Boga.
— Zatem od księdza pan niczego nie wymaga?
— Owszem. Aby jego Bóg był mu naprawdę Bogiem. A wtedy ksiądz będzie naprawdę księdzem.
Dziekan zmieszał się trochę.
— Otóż gdyby to wszystko się spełniło, wytworzyłaby się atmosfera tak niesłychanie polska, że i ten szachrujący gulon i ten kupiec, i ten finansista, i ten dorobkiewicz prowincjonalny — każdy pracowałby dla Polski, bo poza nią nie byłoby zadowolenia, ani zysku.
— Ale to byłoby poprostu czemś w rodzaju polskiego ascetyzmu! — zauważył dziekan.
— Może!
Dziekan potrząsnął głową.
— Mój drogi panie! — rzekł. — Wiem, że mnie nazywają czasami „labusiem“. Przykro mi, bo prawdę mówiąc, kocham swój stan, i gdybym się drugi raz narodził, znowu zostałbym księdzem. Ale ascetą, choćby polskim, nie zostanę. Zanadto kocham życie.
Zagórski uśmiechnął się.
Strona:Jerzy Bandrowski - W białem miasteczku.djvu/279
Ta strona została uwierzytelniona.