Strona:Jerzy Bandrowski - W białem miasteczku.djvu/285

Ta strona została uwierzytelniona.

liby wisienek z cmentarza! Ale na to należałoby się skupić, zebrać w sobie potężnie, nie rozpraszać się, istotnie, wyrzec się wszystkiego, nawet tych najtańszych radości życia...
— Człowieku, cóż ci zależy na tanich radościach życia?
— Zależy, zależy, zależy... Bo wszędzie można je znaleźć i nie musi się ich żmudną pracą własnego ducha zdobywać... Tak, tak, to gnuśność niepiękna, ja wiem, wiem... Ale...
— Ale...
— Ale kiedy raz przystąpię do dzieła swego życia, gdy włożę kark swój w to jarzmo, nie będę mógł go zdjąć nigdy i wiem, nie będę chciał... Gorączka tworzenia weżre mi się w żyły, na zawsze usadowi mi się w sercu, zestrzeli w duszy mej całą wolę i miłość, zrobi mnie niewolnikiem nieosiągalnych zamierzeń.
— Panem samego siebie.
— I pozbawi mnie tej słodkiej lekkomyślności, z jaką na pięknym Twym świecie, Panie, żyją dzieci. I pozbawi mnie na zawsze młodości!
Tuje zaszumiały z cicha; kilka białych płatków spadło z wiśni na ścieżkę.
— Już okwitasz? — pomyślał ksiądz.
A potem rzekł sobie w duchu.
— Napróżno wymawiasz się człowieku. Trzeba.
Wstał.
— Tylko — czy siły starczą?

∗                         ∗