prowadziła mu stara, doświadczona gospodyni, która jeszcze u jego poprzednika w tem samem miasteczku służyła, ale nawet ją doktór widywał rzadko, ponieważ chętnie zamykał się na klucz i nie lubiał, jak mu przeszkadzano. Co robił w długich godzinach samotności? Przedewszystkiem gimnastykował się długo i gorliwie, stojąc nago w pokoju przy otwartych oknach, nawet w chłodne dni. Gimnastykował się z całą zawodową sumiennością i wiedzą, wymyślnemi, mądremi ruchami rozgrzewając kończyny, naciągając mięśnie. Mógł był ułożyć znakomity system gimnastyczny, ale nie robił tego, wychodząc z fasady, iż każdy człowiek, obdarzony instynktem zdrowia, powinien sobie stworzyć swój własny system, odpowiadający danym potrzebom organizmu. Te obrzędy gimnastyczne odbywały się dwa razy dziennie, a doktor przestrzegał ich tak ściśle, że za nic na świecie nie pozwoliłby sobie przerwać.
Mimo, że w gruncie rzeczy ze swą gimnastyką się nie krył, zamykając się stale na klucz rozbudził ciekawość otoczenia. Nie mogła zrozumieć licznych stąpań, tupań, skoków i innych odgłosów w jego pokoju stara gospodyni, napróżno dłuższy czas śledzili go sąsiedzi. Wreszcie któryś z chłopców, jadąc na wysoko wyładowanej furze, przypadkowo zajrzał w okna i omal z przestrachu nie zleciał z fury, ujrzawszy tańczącego w środku pokoju gołego, brunatnego (doktor używał namiętnie kąpieli słonecznych) djabła z łysą głową, wykonywującego dziwaczne ruchy. W odkryciu nie było ostatecznie nic nadzwyczajnego, doktór nieraz publicznie o swej gimnastyce opowiadał, mimo to, gdy sobie go wyobrażano nagiego, wywijającego w pokoju maczugami, zaczęto go uważać
Strona:Jerzy Bandrowski - W białem miasteczku.djvu/84
Ta strona została uwierzytelniona.