— To moja droga. Z transportem! Dużo was było?
— Ośmiuset.
— Z bolszewikami we Władywostoku biliście się?
— Nie. Ich Japończycy rozbroili. Ale potem byłem na bolszewickim froncie. Jak wróciłem, słyszę, mówią, że tu pan Zagórski mieszka. Jaki Zagórski? Nie wiedzą. Pokazuję żonie naszą wspólną fotografję, pytam się: Ten? Nie ten. Nie ten, to nie ten.
— To brat żonaty?
— Ożeniłem się, jak mnie z wojska wypuścili. Dziś wychodzę na rynek po „dodatki“, patrzę, aż tu pod świętym Florjanem brat z doktorem stoi. O rany boskie! Chciałem przystąpić, ale bałem się doktora Bromińskiego. W dzień wyjść nie mogłem, bo trzeba pracować, ale wieczorem tak mnie już zebrało, że nie wytrzymałem. Będzie się brat Zagórski gniewał czy nie, przywitać się muszę.
— O cóż bym się miał gniewać? — zawołał Zagórski. — A toż brat Antoś mnóstwo mi ciekawych rzeczy przywozi. — Ja wyjechałem przed wami, nie wiem, jak się to wszystko skończyło!
Zjawił się na stole grog i podczas gdy za oknami wiatr huczał, a z sypialni dolatywały senne głosy dziewczątek, odmawiających pacierz, brat Antoni Szczygieł opowiadał o losach bataljonu polskiego na Dalekim Wschodzie, o klęsce i rozbrojeniu dywizji syberyjskiej, o koleżeństwie z Japończykami i o dalekiej podróży żołnierzy polskich przez morza i oceany. Połyskiwały w tej opowieści nazwy dalekich miast i wysp, jak egzotyczne kwiaty wpięte w krakowską katankę, jak wschodnie ornamenty na
Strona:Jerzy Bandrowski - W białem miasteczku.djvu/96
Ta strona została uwierzytelniona.