Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.

— Morowy chłop! — uśmiechnął się profesor. — Ja pięćdziesiąt lat czekałem na to, aby móc sobie pozwolić na tę podróż. A ty smarkaczu szesnastoletni, nikogo nawet o pozwolenie się nie pytając, wyjechałeś jak stałeś. I trafiłeś tam, dokąd ja przez tyle lat napróżno zajechać chciałem. Mało tego, wałęsasz się po dżunglach, pomiędzy dzikimi ludźmi, nic się nie boisz, sam jeden w lesie, a jeszcze i życie uratowałeś mi...
— No, no, zaraz życie! — skrzywił się lekceważąco Tadzio. Jakby pan profesor tego warjata zobaczył, toby i beze mnie w krzaki uciekł.
— Gadaj sobie zdrów! Nie byliśmy starymi niedołęgami, ale wy jesteście przecie inni... Nic niema dla was na świecie dziwnego!