Weseli i zadowoleni wrócili do domu, gdzie pan profesor natychmiast zabrał się do zakonserwowania motyla.
— Tak go pan profesor czule ściskał i całował — drwił sobie Tadzio, tak go pan od kochasiów i klejnocików wymyślał, a teraz pierwsza rzecz — ukatrupić go, co?
— Żywego przecie do domu nie dowiozę! — mruczał profesor. — Tybyś inaczej zrobił?
— Pewnie, że inaczej! — śmiał się Tadzio. Jabym go sobie poprostu przyszpilił do kapelusza.
— Ładny z ciebie przyrodnik — żachnął się profesor.
Miasteczko zwolna ożywiało się. Codzień przybijały do brzegu nowe „prau“, które wyładowywały kupców a także mnóstwo rozmaitych towarów. Kupcy wraz ze służbą natychmiast przystępowali do naprawy domów. Zewsząd znoszono żerdzie bambusowe, deski, liany i liście palmowe, któremi pokrywano dziurawe dachy. Budowano nowe ściany, strzechy, drzwi, a wszystko to działo się z wielką szybkością. Przyjeżdżali ludzie z Makassaru, przeważnie jednak z małych wysp, jak Goram, wschodnich wysp Ceram i innych wysepek, których mieszkańcy byli detajlicznymi handlarzami Wschodu. Przybywali też mieszkańcy z niedalekich wysp Aru, zwanych „blakang tana“, co w języku malajskim odpowiada mniej więcej wyrażeniu „Hinterland“, jako że wyspa Bamma nżaley do archipelagu Aru. Ludzie ci przywozili ze sobą produkt swej półrocznej pracy, który teraz sprzedawali kupcom. Zaś wielu z nich oddawało tylko towar, na który poprzednio zaciągnęli dług. Wszyscy ci przybysze, przedewszystkiem szli w odwiedziny do białego człowieka, któremu znosili całe stosy zwykłych powszechnie znanych i niepotrzebnych muszli, roślin lub zepsutych owadów. Byli oni wszyscy rasy przeważnie malajskiej lub też malajsko-chińskiej. Tylko mieszkańcy wysp Aru mieli już typ papuaski. Byli to ludzie o skórze czarnej, prawie jedwabnej, z wielkiemi czuprynami krętych
Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/105
Ta strona została uwierzytelniona.