Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie wierzyli też, aby zbiory profesora miały służyć do tych celów o jakich on im opowiadał.
— Co się stanie z tem wszystkiem kiedy wyjedziecie na morze? — pytał stary Papuas tajemniczym głosem.
— Cóż ma się stać? Wszystko zapakowane w skrzyniach, będzie leżało na dnie statku.
— Ale jak myślicie co się z niemi potem stanie? One wszystkie znowu odżyją, nieprawda.
Napróżno mu profesor tłumaczył, że są już martwe i nic ich nie ożywi. Starzec kiwał przecząco głową i szeptał wciąż z uroczystą miną: „Napewne to wszystko odżyje! Wszystko na morzu odżyje! Mnie w pole nie wyprowadzicie. Ja doskonale wiem co mówię, zanim wyście tu przyjechali padał wciąż deszcz, wilgoć była okropna. A teraz odkąd wy tu jesteście to wciąż pogoda i ciepło. Ohoho, już ja się na tem rozumiem, mnie me oszukacie“.
A naraz pojawiła się nowa kwestja.
— Słuchajcie! — rzekł stary Papuas — wy przecie wszystko wiecie! Jak wygląda ten wielki statek, na którym Chińczycy sprzedają swoje towary? On jest zawsze na pełnem morzu, a nazywa się Jong. Wiem, że się tak nazywa, ale jak on może wyglądać? Nikt go nigdy nie widział.
Trudno było panu Cilińskiemu odpowiedzieć na to pytanie, lecz napróżno zapewniał swych sąsiadów, iż sam tego statku nie widział, więc im go opisać nie może. Nie wierzyli mu i byli przekonani, że nie chce powiedzieć.
— W każdym razie jesteście lepszym człowiekiem, niż malajscy lub chińscy kupcy, którzy tu czasem zaglądają i którzy nas okradają i oszukują. Sprowadźcie sobie wszystko tu z Dobbo, wszystko czego potrzebujecie i zamieszkajcie wśród nas. Będzie wam dobrze. A jakże się naprawdę nazywa wasza ojczyzna?
— Powiedziałem wam już: Poland!
— Pulend? Czegoś podobnego jeszcze nikt z nas nie słyszał. Wiem, że jest Makassar, Jawa, Ceylon, Celebes,