Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/127

Ta strona została uwierzytelniona.

Ceram, Goram, Chiny, — ale Pulend, to nie może być! Takiego kraju na świecie niema.
Niewiadomo jak długo byłaby trwała ta mądra rozmowa, gdyby Tadzio poprostu Papuasów nie wyrzucił. Był też najwyższy już czas po temu, bo ledwo ruszali językami.
Wogóle jednak żyło się im wśród tych dzikich ludzi zupełnie spokojnie i bezpiecznie. Pan Ciliński czasami nawet zachwycał się nimi.
— Zdarzają się przecie nieraz bardzo piękne ciała! — mówił do Tadzia. Czemże są najpiękniejsze posągi greckie, wobec tych żywych, poruszających się zgrabnie i mówiących tak wesoło ludzi wokoło nas. Patrz, jak swobodnie oni chodzą. Jak lekko i zgrabnie się poruszają, prawie że zupełnie nadzy. Patrz jak pięknie wygląda taki młody chłopak, kiedy napina łuk i strzela do celu. Doprawdy jest się czemu przyglądać.
— Baby są straszne! — krzywił się Tadzio.
— Masz słuszność, kobiety nie są ładne. Twarze mają prawie zupełnie niekobiece, prócz tego zniszczone są pracą, biedą, no a także zbyt wczesnemi małżeństwami.
— A jakie to toalety tutaj noszą.
— No, toalety!
Istotnie moda była na wyspie niesłychanie uproszczona. Rzadko kiedy widziało się kobietę w sarongu. Przeważnie chodziły nagie z krótkiemi opaskami z maty od pasa do kolan. Opaski te były niesłychanie brudne i prawdopodobnie noszono je tak długo bez zmiany póki się nie rozleciały. Zato wszystkie te kobiety zwracały wielką uwagę na fryzurę. Niejednokrotnie czesały się całemi godzinami przy pomocy grzebienia drewnianego a raczej drewnianych widełek, któremi starannie rozdzielały włosy nad głową. Drugą ich ozdobą były wielkie kolczyki mosiężne i naszyjniki z paciorków. Niektóre z nich przewlekały naszyjniki przez otwory kolczyków a końce zawiązywały z tyłu na włosach.