Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/135

Ta strona została uwierzytelniona.

słowem miejscowość miała charakter zupełnie barbarzyński i niezachęcający.
Rozumie się, że w pierwszych dniach podróżni stale na noc wystawiali czaty. Okazało się to jednak zbytecznem, bo ludność zupełnie ich nie napadała, nie troszczyła się o nich, a nawet można powiedzieć zachowywała się wcale życzliwie. Na pierwszy rzut oka wyglądali ci Papuasi bardzo dziko i odrażająco. Chodzili zupełnie nago, tak mężczyźni jak i kobiety i zdawało się, że są nieomal ludożercami.
— Nie taki djabeł straszny, jak go malują! — chwalił sobie Papuasów pan profesor. — Jak się im dobrze przyjrzeć, to można nawet powiedzieć, że to są wcale piękni ludzie. Widziałem między nimi mężczyzn wysokiego wzrostu i dobrze zbudowanych, z wyrazistemi rysami twarzy i orlemi, szeroko rozdętemi nosami. Ich fryzura jest właściwie bardzo oryginalna.
— A pan profesor to zaraz już fryzurą nazywa! — oburzył się Tadzio, który od czasu bitwy z Papuasami spokojnie na nich patrzeć nie mógł. To jest poprostu grzywa, a nie jakaś tam fryzura!
— Przesadzasz, mój bracie, przesadzasz! Oni o te swoje grzywy bardzo dbają. Każdy z nich nosi w czuprynie wysoki drewniany grzebień, którym się wciąż czesze.
— Ma po temu widocznie bardzo gryzące przyczyny — burknął Tadzio.
— Nie przypuszczam. Idzie im poprostu o to, aby te ich niezmiernie gęste włosy nie poplątały się i nie zamieniły w kołtun. Prócz tego możesz zauważyć, iż ci ludzie, choć niby dzicy...
— Niby! — wykrzyknął z urazą Tadzio.
— ...mają w każdym razie pewne poczucie piękna. Uważałeś, że każda deska w ścianie domu pokryta jest dość prymitywnemi ale ciekawemi płaskorzeźbami. Dzióby