Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

z palcem na cynglu. Prawda, zwiedził już dużo świata, widział wiele, zmężniał, nauczył się różnych rzeczy, strzelał znakomicie — jednakowoż to wszystko robiło się coraz bardziej jakby bezcelowe, a przedewszystkiem nużyło tym dziwnym włóczęgowskim trybem życia i tą koniecznością poprzestawania na sobie. Widział różne morza, widział zachody słońc na morzu i cudne, ciche, gwiazdami wyiskrzone noce podzwrotnikowe, widział przepyszną zieloność dżungli uwieńczonej festonami i girlandami powojów i lianów, był świadkiem, jak zbudzone rajskie ptaki złotem świecąc o wschodzie słońca krążyły dokoła wysokich, dziwnych drzew, rozmawiał z ludźmi tylu nieznanych ras, różnych kolorów, różnych zwyczajów i obyczajów i przywykł tak do dźwięcznego języka malajskiego, jak też i do gardłowych niemożliwych do naśladowania dźwięków dialektów papuaskich. Zdawałoby się, że mógłby się poprostu rozpłynąć i roztopić w poezji romantycznego życia i jego przeżyć. Który z jego rówieśników nie zazdrościł by mu! Któryż z nich nie wyobrażałby sobie, że tego rodzaju życie jest szczytem szczęścia! — a jednak Tadzio czuł się właśnie znużony niesłychaną a mało komu znaną prozą włóczęgi. Niemożliwością przywiązania się do czegokolwiek bądź koniecznością bezustannego pakowania, rozpakowania, przenoszenia, zwijania, rozwijania i innych tym podobnych kłopotliwych czynności. Prawda, strzelał do różnych ptaków, ale teraz wszystko jedno już mu było czy strzela do rajskiego ptaka, czy do jakiejś tam sowy.
Zły humor i niezadowolenie osłabiło prawdopodobnie nerwowo naszych podróżnych. Bo oto naraz zaczęli chorować na febrę. Pan Ciliński dobrze zaopatrzony był w chininę, ale choroba uporczywa nie ustępowała, a gorączka wycieńczała ich. Nadomiar złego zachorowało też dwóch strzelców, a jeden gdzieś uciekł. A może został zabity przez Arkassów. Cała wyprawa została na łasce i niełasce