Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/159

Ta strona została uwierzytelniona.

wierania umów z człowiekiem wyglądającym dziwacznie i o którym nie wiedzieli czego właściwie chce i czy umowy dotrzyma. Każdą umowę zawarliby z zawodowym kupcem, zgóry wiedząc, że ten ich wykorzysta i oszuka, postępowanie p. Cilińskiego, co do którego na pierwszy rzut oka można było powiedzieć, iż kupcem nie jest nie wydawało im się godne zaufania. Według przyjętego w tych stronach zwyczaju trzeba było zapłacić zgóry i p. Ciliński wiedząc o tem zaofiarował krajowcom przywiezione przez siebie noże, siekiery i inne towary. Taka jednak była wśród tych ludzi nieufność, że tylko jeden dzikus zgodził się wziąć zadatek na dwa ptaki. — Inni chcieli zobaczyć jak się ta cała sprawa skończy. Po trzech dniach Papuas przyniósł p. Cilińskiemu kilka pięknych okazów rajskich ptaków złapanych żywcem, ale tak zmęczonych i storturowanych i tak powiązanych, że ich piękne ogony i pióra zupełnie się połamały i okazy niewielką przedstawiały wartość. Uczony tłumaczył swym ludziom aby uważali na ptaki i przynosili mu je w jak najlepszym stanie, ucząc ich wiązać je tak, jak u nas wiąże się koguty. Krajowcy widząc, że interes jest możliwy i że się niczego nadzwyczajnego od nich nie wymaga, wzięli teraz zadatek: jeden na jednego ptaka, drugi na trzy, trzeci na sześć. Zaznaczyli tylko, że muszą iść daleko po te ptaki i że wrócą wtenczas kiedy będą mogli. Tylko jeden wrócił po tygodniu, przynosząc p. Cilińskiemu kilka ptaków. Niestety, ponieważ łapano te ptaki daleko w głębi lasu, żaden z myśliwych nie chciał wracać z jednym lecz czekał aż ich złapie więcej, skutkiem czego krępował ptaki złapane tak, że im puchły nogi, a ponieważ ptaki wyrywały się i starały się wszelkiemi siłami z więzów wyzwolić, więc też były ogromnie zmordowane i w złym stanie. Niektóre z nich trzymane w chałupie, w której wieczorem zapalano zamiast lamp łuczywa, miały pióra zupełnie zbrudzone sadzą.