— Ci barbarzyńcy zupełnie nie umieją się z temi ptakami obchodzić i psują najpiękniejsze okazy, — narzekał wielki uczony. — Ale pióra tych ptaków są tak mocne, że można je Bogu dzięki swobodnie wyprać, bez szkody dla ich pięknych barw. W ten sposób uda nam się przecież coś niecoś uratować.
Kilka ptaków, w bardzo nawet pięknym stanie złapane żywcem i przyniesiono p. Cilińskiemu, który kazał dla nich zbudować wielką klatkę bambusową i tam je umieścił, karmiąc obficie owocami tego drzewa, na jakiem je złapano. Ptaki piły dużo wody i były w nieustannym ruchu, przeskakując z grzędy na grzędę, tak, iż zdawało się, że czują się zupełnie dobrze. Można było podziwiać ich żwawość i żywość, która przez cały dzień kazała im skakać z miejsca na miejsce. Na drugi dzień traciły humor i stawały się trochę osowiałe, jadły też mniej, a trzeciego dnia rano, zwykle nie żyły. Napróżno p. Ciliński karmił je gotowanym ryżem, a także owocarni, których sam sobie odmawiał, lub też owadami. Nie zdarzyło mu się nigdy, aby rajski ptak w klatce mógł wytrzymać dłużej niż trzy dni.
Korzystając ze sposobności Tadzio wybrał się z kilku krajowcami zobaczyć, w jaki sposób oni łapią te tak płochliwe i dzikie ptaki. Krajowcy szli na polowanie bez najmniejszej broni, niosąc tylko pętle przywiązane do rozwidlonych kijków. Ptaków nie szukali bynajmniej na wierzchołkach drzew, lecz tropili je na ziemi, szukając pod drzewami ich pomiotu. Odkrywszy w ten sposób, gdzie i na których drzewach ptaki siadają wdrapywali się na nie i tam wśród małych, czerwonych owoców zręcznie zakładali pętlę, poczem oddalali się i czekali w ukryciu. Czasami kiedy drzewa pokryte były gęsto owocem, trzeba było czekać dzień, dwa a nawet i trzy dni zanim wreszcie ptak dotknął pętli, która wciągnęła mu nogi, podczas gdy widełkowaty patyk chwytał go za szyję. Jeśli myśliwy miał
Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/160
Ta strona została uwierzytelniona.