Strona:Jerzy Bandrowski - W kraju orangutanów i rajskich ptaków.djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.

Z kim? Poco? Mało to mam nieocenionych zbiorów? Myślisz, że ich w kraju nie potrzeba? Nie, jadę też. A szczęśliwy jestem, że nie przyjadę z pustemi rękami.
Znużeni wędrowcy zasnęli niebawem. Zaś obu śniły się olbrzymie gęste i posępne dżungle, w których wszystkie ludy wycinały nieskończenie długie jasne i promienne linje leśne. Zaś na końcu tych linij świeciły nie góry nadmorskie, ani morza nieznane, ale widać było wioski białe, wśród gęstych liściastych sadów i smukłe gotyckie wieżyczki kościołów. Ze wszystkich tych wież brzmiał jeden wielki, triumfalny śpiew dzwonów w radośnie dziękczynnej modlitwie rozkołysanych.

KONIEC.